Koniec :(
No nie mogę no! Smutno mi, przytuli ktoś?
No i skończył się Severusowanie. :'(
Będę tęsknić. Jak napisała, 'koniec' to poczułam się, jakbym straciła przyjaciela.
NIECH KAŻDY, KTO CZYTAŁ PAMIĘTNIK SEVERUSKA SKOMENTUJE :)
Aaaa, i napisałam to nie w formie wpisu do pamiętnika, tylko normalnego opowiadania. Bo tak.
Dla tych, co zżyli się z Sevciem tak,jak ja :3
Pozdrawiam, em.
_________________________________
W życiu się
jeszcze tak nie denerwował. Nawet, kiedy kłamał Mhrocznemu Tomowi prosto w
szkarłatne ślepia. Nawet, kiedy dał Remusowi do spróbowania prototyp eliksiru
na wilkołactwo. Tak, Profesor-Samo-Zło ma stracha przed randką. Salazarze, dlaczego?
- To wszystko
przez Minerwę – mruczał wybierając odcień czerni szaty wyjściowej. – Nie, to
przez Albusa, to on organizuje Bal Walentynkowy w listopadzie – był rozdarty
pomiędzy mroczną czernią, a jasną czernią. – Mam! To przez Harry’ego! W końcu
gdyby nie uratował całego czarodziejskiego świata, nie byłoby Hogwartu, a co za
tym idzie, nie byłoby Walentynek – zdecydował się na mroczny odcień czerni, w
końcu musi dbać o swój image. – Nieee, to wszystko przez James’a! W końcu to
jego syn. Salazarze, jestem kretynem! – postronny świadek już byłby w drodze do
Munga, żeby zarejestrować profesorka. – Wracam do wersji, że to jest wina
Minerwy i jej miłości do świata i robienia ze mnie idioty – wreszcie doszedł do
jakichś konstruktywnych wniosków i udał się do łazienki. – Chociaż w sumie w
robieniu z siebie idioty dobrze mi idzie samemu…
Severusowa
łazienka była w odcieniu szarości. Niesamowite! Idealnie kwadratowa, pokryta
szarymi kafelkami. Z lewej strony swoje miejsce zajmowała wielgachna wanna.
S.S. man odkręcił złoty kurek i już po chwili była pełna gorącej wody i gęstej
piany. Pozbył się czarnej szaty, wszedł do wody. Zaraz jego twarz nabrała
zdrowego odcienia, a dręczące myśli odpłynęły w siną dal. Miał półprzymknięte powieki,
jeszcze trochę i by zasnął.
Po pół
godziny, kiedy z gęstej piany pozostało tylko wspomnienie, sięgnął po szampon o
zapachu igliwia sosnowego. To dla Ciebie,
Evelyn, pomyślał i nałożył gęstej mazi na swoje ciemne włosy.
***
Po wyjściu z
łazienki Severusek był jak nowy. Pewność siebie biła z niego na milę. Czarne tęczówki nabrały
blasku, a włosy stały się delikatniejsze i błyszczące.
- Dlaczego tak
w ogóle się na to zgodziłem? – pomyślał na głos zakładając szatę w kolorze
mrocznej czerni.
Wreszcie
wygadał jak człowiek. Kto by pomyślał, że Postrach Hogwartu potrafi dobrze
wyglądać.
Podszedł do
lustra i przyglądał się przez chwilę krytycznie swojemu odbiciu. Machnął ręką i
spojrzał na zegarek.
- O jejku –
zaklął radośnie Severus. – Spóźnię się!
I wybiegł ze
swojej komnaty łopocząc szatami niczym skrzydłami nietoperza. Bądź co bądź, ale
starych nawyków nie da się wykorzenić.
***
Już od pięciu
minut stał przed gabinetem profesor Blackwood jak głupi i nie przeszło mu nawet
przez myśl, żeby zapukać. Dopiero po interwencji jednego z malowideł ściennych
zdecydował się na ten bohaterski krok. Uderzył w drzwi krawędzią dłoni trzy
razy i… nic. Powtórzył czynność z tym samym skutkiem. Kiedy przerażenie, że
mogła go wystawić sięgnęło apogeum, otworzyła drzwi. Sevcio zamarł. Była
piękna. Lekko pofalowane miedziane kosmyki zaczesała na jedno ramię, ukazując
długą szyję, na której spoczywał wisiorek w kształcie łezki z zielonym oczkiem.
Profesorek był bardzo zadowolony, bo to on wysłał jej ten wisiorek wczoraj
wieczorem. Jej suknia była w kolorze zielonym i miała asymetryczny dekolt,
który podkreślał piersi kobiety. Długa do ziemi, w okolicy kostek dół był rozszerzany.
Wyglądała jak bogini. Zrezygnowała z makijażu, tylko usta podkreśliła perłowym
błyszczykiem.
Mężczyzna chyba
zrozumiał, że czas się odezwać, bo uśmiechnął się nieśmiało i powiedział:
- Wow – co było
szczytem elokwencji.
- Dziękuję –
szepnęła Evelyn uśmiechając się nieśmiało do profesorka.
Ten zaoferował
jej ramię. Kiedy się do niego przybliżyła poczuł zapach lawendowych perfum. Od teraz uwielbiam lawendę, pomyślał i w
milczeniu udali się do Wielkiej Sali.
***
Podczas drogi
zdobył się na kilka ukradkowych spojrzeń. Była idealna. Nie taka, jak inne
kobiet. Była taka naturalna i pełna niewymuszonego wdzięku. Chyba się zakochałem, myślał ze zgrozą.
Wielka Sala
była wspaniale przystrojona. Albus się postarał. Sklepienie rozjaśniało mnóstwo
świec, ale pomieszczenie i tak pozostawało w półmroku. Gdzieś pośród uczniów
latały amorki i rzucały confetti. Na scenie przygotowały się do występu Fatalne
Jędze. Wszyscy uczniowie już się zebrali, bo dyrektor podszedł do mównicy.
- Może usiądźmy,
bo znając życie, przemowa Albusa będzie bardzo długa – zaproponował parząc
złośliwie na Dumbledore’a wystrojonego w różową szatę.
- W porządku –
zgodziła się i złapała go za rękę. Biedny Sevcio tak się ucieszył, że
zaprowadził ją do stolika z różowo-srebrna zastawą. Nie miał pojęcia, o czym
Dumbek mówił, bo cały czas spoglądał prosto w oczy wilkołaczycy.
I nagle zaczęły grać Fatalne Jędze. Severus nie lubił tańczyć, chociaż robił to bardzo
dobrze. Ale czego się nie robi dla tak pięknej towarzyszki, która patrzyła na
niego z wyczekującym uśmiechem na twarzy.
- Czy mogę prosić
do tańca? – wyszeptał kurtuazyjnie ujmując jej dłoń w swoją.
Wiele par
wylał się na parkiet. Profesor wirował trzymając w ramionach kobietę, którą
mógłby pokochać. Patrzył na nią niemal z czułością i uwielbieniem. Nie
wiedział, że ona czuje to samo. Kiedy przybliżyła się i oparła policzek o jego
tors był wniebowzięty. Nareszcie zagościły w nim ludzkie uczucia. Jego wzrok
padł na cztery pary, które siedziały przy stoliku. Harry&Pansy,
Ronald&Luna, Hermiona&Draco, Ginewra&Blaise. I wszyscy trzymali się
za ręce. Panowie obdarzali towarzyszki pełnymi uwielbienia spojrzeniami, a one
uśmiechały się uroczo. Prychnął na ten widok, w końcu coś zostało z jego dawnych
zachowań. Nieważne, że on przed chwilą tak samo patrzył na Evelyn.
- Czy coś się
stało? – zapytała patrząc w czarne tęczówki Sevcia.
- Popatrz na
nich – wskazał głową w kierunku uczniów. – Czy im na mózg padło? Żeby tak
Gryfoni ze Ślizgonami?
- No wiesz –
zaczęła delikatnie. – Wszystko jest możliwe – dodała patrząc na niego znacząco.
Pocałuj mnie, krzyczała każda komórka
jej ciała.
- Proszę cię, może
jeszcze mi powiesz, że istnieje coś takiego jak miłość? – zakpił.
- Bo istnieje!
– spojrzała na niego z wyrzutem w zielonych oczach.
- Śmieszne.
- Jak możesz?!
Cały czas masz w głowie te durne zasady! Bo Ślizgoni nie wiedzą, co to miłość. Bo
Ślizgoni nie mogą się zakochać. Bo Ślizgoni nie mogą być z Gryfonami –
przerwała, żeby zaczerpnąć powietrza. – Gówno prawda! Ja się zakochałam w
Ślizgonie – dodała ciszej obrzucając zdziwione Severusa przelotnym spojrzeniem.
– Zakochałam się w Ślizgonie, który nie ma uczuć. Prawda boli, co? – zakpiła z
furią. – Nie masz w sobie ani krztyny ludzkich uczuć!
Mężczyzna
przybrał maskę obojętności. Zatrzymał się i teraz stali na środku Sali pośród
tańczących par. Dopiero teraz była Gryfonka zorientowała się, co powiedziała.
Jego oczy były pełne wyrzutu.
- Skoro tak,
to ja może sobie pójdę – jego głos miał temperaturę płynnego lodu. I skierował
się w stronę wyjścia.
- Zaczekaj – poprosiła,
ale nie usłyszał. – Przepraszam – szepnęła i pozwoliła płynąć łzom po
kredowobiałych policzkach. Wyszła, oparła się o ścianę i płakała. O głupoto, bądź pozdrowiona!, myślała i
rozpłakała się jeszcze bardziej. Właśnie straciła wspaniałego faceta, na którym
jej zależało. Przez swój niewyparzony język.
KONIEC
Żarcik, czytajcie dalej
:*
Szybkim krokiem skierował się w
stronę altanki na błoniach. Zimne powietrze pozwoliło chociaż trochę opanować rozszalałe
emocje.
Usiadł na
drewnianej ławeczce i ukrył twarz w dłoniach. Było mu smutno, myślał, że jej
też choć trochę zależy. Najwyraźniej się mylił. Kochał ją, nadal kocha. To jest
właśnie najgorsze. Ukochana osoba sprawia Ci ból, rozczarowuje Cię, ale dalej
ją kochasz. Dalej Ci na niej zależy. To boli. Serducho Profesora-Bez-Uczuć
właśnie pękło na pół z głośnym trzaskiem.
- Salazarze –
szepnął. – Sprawiła mi przykrość, ale dalej mi na niej zależy – dodał z
przerażeniem.
- Severusie… -
usłyszał cichy głos Evelyn. – Severusie, ja…
- Daj mi
spokój.
- Sev, ja
przepraszam – kontynuowała z bólem. – Ja… Mi na tobie zależy…
- Evelyn, wyjdź!
– przerwał jej. Posmutniała. - …za mnie – dodał z uśmiechem na ustach.
Oczy jego
ukochanej były jak galeony.
- Wyjdź za
mnie – powtórzył i przytulił ją. – Kocham cię, wiesz? – zdobył się na odwagę i
powiedział to. Wczoraj ćwiczył te słowa na Potterze.
- Taaak! Ja
też cię kocham! – wrzasnęła i przylgnęła do niego jeszcze bardziej. –
Przepraszam, nie wiem, co … - zamknął jej usta krótkim pocałunkiem, który był
pełen czułości.
- Evelyn, to
jest nieważne! – krzyknął z uśmiechem. – mamy problem, bo Potter i Malfoy chcą być
świadkami. Oboje.
- Och, zamknij
się i pocałuj mnie – warknęła śmiejąc się, a Severusek-Nerwusek bez ociągania
spełnił jej prośbę.
***
*gdzieś
w krzakach*
- Wisisz mi
dwadzieścia galeonów, gumochłonie! – ucieszył się Harry całując w policzek
swoją dziewczynę, Pansy.
- Goń się! Nie
wydam na ciebie ani knuta – burkną rozgoryczony przegranym zakładem blondas
nazwany gumochłonem. Na pocieszenie Hermiona zaczęła go łaskotać.
- Obaj
jesteście gumochłonami! – wydarł się Blaise. – Rudasku, chodź ze mną do Pokoju
Życzeń! – dodał uśmiechając się znacząco.
- Zamknij się!
– upomniała go elegancko Ginny zarumieniona jak wisienka.
- Właśnie,
obaj jesteście gumochłonami, bo to ja będę świadkiem! – wrzasnął Ronald.
- Wcale, że
nie, bo ja! – zaprotestował Diabełek.
I nikt nie
miał zamiaru ich uspokajać. Tylko Luna wykazała trochę inteligencji (bo
Hermiona była zajęta Draconem, więc, nie myślała) i zaproponowała:
- A może o tym
zdecydują Evelyn i Nietoperz, co? – i nie czekając na odpowiedź dodała –
chodźmy na budyń!
KONIEC
Teraz tak na serio.